Sen nocy letniej - letnie trocie, p1
Chmury wydają się zahaczać o wyższe drzewa, okoliczne góry otulone białą watą śnią smacznie mokre, deszczowe sny.
Zatoka wychłostana wichrem i deszczem zniechęca do łażenia za bassami, tym bardziej, że niskie pływy też nie dają wiele nadziei.
Coś tam skubnie, odprowadzi, w gumę trąci - trochę zawracanie głowy. Nawet mullety gdzieś się pochowały i tylko niespokojne pojedyncze sztuki przemykają przez wzburzoną, mętną wodę, której kolejne porcje, co ulewa i co odpływ wyrzygują z siebie okoliczne rzeki.
Jednym słowem - czas ruszać na salmonidy, spróbować dobrać się do srebrnych cielsk, które przecież czekają na złowienie.
Mimo kilku dni deszczu rzeka wróciła do niskiego stanu, boleśnie czystej wody, w której niczym w akwarium krążą stadkami trotki.
Ot, takie nie duże rybki, między 45 a 60 cm...
Woda ledwie się ciurczy, ryby zebrane w bani pod mostem, ale tez i kilka innych miejsc wygląda obiecująco.
Z mostu podziwiam trocie przez dłuższą chwilę, nim przebiorę się w śpiochy i sunąc przez irlandzki las deszczowy przedrę się do wody. Zwarta ściana irlandzkiego lasu (owszem, są takie na wyspie) broni dostępu do magicznej rzeczki i jej skarbów.
Obecność Faerie jest mocno odczuwalna , wszak nawet obecnie wiele osób twierdzi, ze doświadczyło "przeskoku" do tamtego świata.
W dużej mierze ma to przypuszczalnie związek zarówno z najwspanialszym darem tej wyspy dla ludzkości - ognistą whiskey, po której nie tylko Land of Faeries można ujrzeć, ale i poprzednie wcielenie, jak i z okolicznymi łąkami, na których wypasają się srające owce, na których to bobkach rosną sobie radośnie małe, brązowe kopułki na nitkowatych nóżkach, z łatwością działające niczym "niebieska pigułka" w Matrixie. Tak czy siak, szczególnie wieczorami, wchodzenie we mgłę, brodzenie w rzekach czy przedzieranie się przez zwarta ścianę lasu - może skończyć się bardzo różnie, przygodami, których nie śmiałbym tu opisać.
Stąd gdy wreszcie las wypluwa mnie prosto do rzeki rozglądam się uważnie, czy przypadkiem jakieś długouche ludki przy moście nie siedzą. Nie, jedynie ciemne cienie ryb, nerwowo, w gotowości do drogi, krążą po poolu.
Stoję jak wryty, widzę ryby bardzo wyraźnie i chyba jedynie ściana zieleni, na tle której stoję, powoduje że ryby jeszcze nie zwiały, choć dwie najbliżej mnie, przeczuwając, że coś nie gra, odsuwają się z prądem wody kilka metrów w dół.
Stoję wtopiony w krzory, krok do przodu i ryby zwieją, do tyłu nie ma jak zbytnio. Bez szans na rzut, nawet na wyplątanie do końca z krzaków muchówki.
W końcu decyduję się ruszyć w prawo, w górę, po plaży z otoczaków. Od razu widzę znikające między kamieniami na końcu dziury cienie i klnę pod nosem brak możliwości dojścia do wody z innej strony.
Zakładam Blue Charm i przepuszczam na intermedialnej lince prze początek, później środek i "ogon" poola. Oczywiście - nic już się nie dzieje, ryby aż takimi frajerami nie są.
Żalu wielkiego nie ma, wrócę jutro mądrzejszy o dzisiejsza porażkę...
- Tomek.M, Dagon, Dienekes i 1 inna osoba lubią to
Są i u nas specyfiki, fermentowane, destylowane, czy wreszcie surowe, które zabrane na ryby nie tylko wyostrzą percepcję o czwarty wymiar, ale z jednego pstrąga cale stadko zrobią.
Trzeba tylko pamiętać by przynętę podawać środkowemu.
Można też, zamiast elfa, wróżki, lepsze stwory w pamięci uwiecznić, szepce się potem przy wędkarskim kociołku i dalszym spożyciu, historie jak to się borem, lasem przedzierając na Kłobuka nadepnęło, Ćmucha wypłoszyło, czy poranną toaletę Brzeginki podejrzało.